Ten mecz miał być czymś więcej niż ostatnim gwizdkiem w kalendarzu … i taki właśnie był. Korona Kielce pożegnała swój stadion w 2025 roku spotkaniem, które zaczęło się zimnym prysznicem, a skończyło gorącym oddechem nadziei.
Złocisto-Krwiści zremisowali z Wisłą Płock 1:1, zostawiając kibicom mieszankę ulgi i poczucia, że mogli chcieć więcej. W końcu, gdy zamyka się rok, każdy liczy na mocniejsze podsumowanie.
Sekulski znów dał o sobie znać
Choć Korona zaczęła wysoko, z pressingiem i energią, to właśnie Wisła jako pierwsza odnalazła precyzję. W 13. minucie Dominik Kun idealnie wrzucił piłkę w pole karne, a Łukasz Sekulski tylko dopełnił formalności, kierując piłkę głową obok bezradnego Dziekońskiego. 0:1 – i kielecki stadion na chwilę ucichł.
Korona mogła odpowiedzieć błyskawicznie. W 23. minucie Nikodem Niski posłał centrostrzał, po którym piłka efektownie spadła na poprzeczkę. Bramkarz Wisły miał w tej sytuacji więcej szczęścia niż kontroli.
Gol widmo Wisły i kielecki oddech ulgi
Po przerwie tempo nie spadło. W 64. minucie goście już świętowali drugie trafienie – po rzucie wolnym Daniego Pacheco i dobitce Wiktora Nowaka. VAR błyskawicznie ostudził emocje „Nafciarzy”. Spalony. Gol anulowany. Stadion odetchnął, bo 0:2 mogłoby zamknąć ten wieczór szybciej, niż ktokolwiek w Kielcach by chciał.
Sotiriou zmienia tor, Nono zmienia wynik. Korona dopada Wisłę
Korona goniła wynik długo, aż w końcu dopadła Wisłę w 84. minucie. Nono zdecydował się na strzał z przedpola, piłka odbiła się jeszcze od głowy Konstantinosa Sotiriou i zmieniła kierunek na tyle, by zaskoczyć bramkarza. 1:1 – sprawiedliwie, a jednak z poczuciem, że Kielce mogły więcej.
Ten gol był nagrodą za konsekwencję, bo defensywa Wisły – jedna z najlepszych w lidze – długo trzymała gospodarzy na dystans. W końcu jednak pękła.
Dwie defensywy, jeden punkt, kilka pytań na zimę
To spotkanie miało być starciem dwóch najlepszych defensyw w Ekstraklasie – i było. A jednak oba zespoły stworzyły więcej sytuacji, niż sugerowałby ranking straconych bramek.
Wisła wydłużyła serię meczów bez porażki do dziesięciu, choć wygrała tylko dwa z nich. Korona kończy rok dokładnie w środku tabeli: 6 zwycięstw, 6 remisów, 6 porażek. Symbolicznie? Bardzo. Bezpiecznie? Na ten moment – wystarczająco.
Pożegnanie z kibicami w stylu, który zostawia apetyt
Exbud Arena żegnała drużynę Jacka Zielińskiego remisem, który nie boli, ale też nie daje pełnej satysfakcji. Było za to wszystko, co lubią kibice: dramaturgia, emocje, anulowany gol, koroniarska pogoń i moment, w którym stadion wybuchł radością.
Korona schodzi na zimę z poczuciem stabilizacji, ale i koniecznością zrobienia kroku w przód. Bo wiosna w Ekstraklasie nie wybacza powtarzalności. A ten zespół ma potencjał, by nie kończyć roku jedynie remisem – symbolicznym i tabelarycznym.
Marek Piotrowski

