Miał pod pedałem „cały świat”, a przynajmniej tak mu się wydawało. 41-letni kierowca mercedesa zamienił spokojną miejscowość Mnin w prywatny tor wyścigowy. 140 km/h w miejscu, gdzie obowiązuje 50! Policjanci przecierali oczy ze zdumienia, kiedy na radarze zobaczyli ten wynik.
To nie był niewielki błąd lub wpadka, to nie było też „przeoczenie znaku”. To była prędkościowa brawura, która mogła zakończyć się tragedią!
Radar oszalał! Mundurowi nie dowierzali
Funkcjonariusze z Wydziału Ruchu Drogowego w Końskich pełnili rutynową służbę. Do czasu. Nagle obok nich przemknęło srebrne „eS-klasse”, jakby kierowca śpieszył się… nie wiadomo dokąd. Kiedy policjant spojrzał na wynik pomiaru, miał powiedzieć tylko jedno słowo: „140?!”
To oznaczało 90 km/h ponad limit! W miejscu, gdzie jeszcze pieszy nie zdąży zejść z pasów, a dzieci wracają ze szkoły. 41-latek, zatrzymany chwilę później, nie miał już tyle szczęścia co na prostej drodze. Policjanci byli bezlitośni i słusznie.
Co dostał kierowca-pirat? Na początek stracił prawo jazdy na 3 miesiące. Do tego będzie lżejszy o 2500 zł, a jego konto w mObywatelu wzbogaci się o 15 punktów karnych. Tym samy, w kilka sekund zrobił sobie krótkie wakacje od kierownicy, a portfel poczuł boleśnie skutki jego „jazdy życia”.
Mnóstwo szczęścia, że nikogo nie zabił!
Policja przypomina to, o czym niektórzy kierowcy zapominają za każdym razem, gdy widzą pustą drogę:
To właśnie prędkość jest jedną z najczęstszych przyczyn wypadków.
A w Mninie mieszkańcy mówią wprost:
Dobry refleks policji i wielkie szczęście. Gdyby ktoś przechodził przez jezdnię, mielibyśmy dramat.
Mercedesem w miasto? To nie wyścig Formuły1
Ta historia to kolejna brutalna lekcja dla wszystkich, którzy uważają, że masa, moc i marka załatwiają sprawę bezpieczeństwa. Nie załatwiają. Tym razem skończyło się na mandacie i zabranym prawie jazdy.
Następnym razem ktoś może nie mieć tyle szczęścia.
Marek Piotrowski

