Minęło kilka dni, a nagranie z Nowego Korczyna wciąż krąży w sieci i wywołuje salwy śmiechu. Uroczyste otwarcie obwodnicy miało być świętem infrastruktury, a stało się viralową lekcją politycznych obyczajów. W roli głównej szefowa świętokrzyskich struktur Prawa i Sprawiedliwości. Co zrobiła? Anna Krupka, która postanowiła zawalczyć nie o drogę, lecz o… mikrofon.
Nowy Korczyn dostał obwodnicę, finansowaną w dużej mierze z unijnych środków. Byli ministrowie, samorządowcy, duchowny, przecięcie wstęgi i obowiązkowe przemówienia. Wszystko szło zgodnie z planem, ale tylko do momentu, gdy scenariusz przejął żywioł politycznych ambicji.
Najpierw głos zabrał burmistrz Paweł Zagaja, choć w programie go nie było. Chwilę później do mikrofonu ruszył poseł PiS Michał Cieślak. I wtedy na scenę wkroczyła ona… Anna Krupka, szefowa świętokrzyskiego PiS, dziś także wiceprezes partii. Z determinacją godną walki o mandat, odebrała mikrofon partyjnemu koledze, przy okazji potrącając stojących obok, w tym minister Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz.
W partii, już nie tylko w Kielcach, ale w centrali pękają ze śmiechu. Jeden z polityków PiS w Kielcach skomentował sprawę dla Portalu Kieleckiego.
No mamy problem, bo Ania nie jest najostrzejszą kredką tu u nas w Świętokrzyskim, a co dopiero w centrali. Jest z nią problem, bo w dziedzinie „dziobania u prezesa” jest niedościgniona i to powoduje, że w Warszawie się z niej śmieją, ale w Kielcach boją
– powiedział nasz rozmówca, na co dzień samorządowiec PiS.
Krupka po wydarzeniu nie tylko nie spuściła tonu, ale dorzuciła oliwy do ognia. Stwierdziła, że Cieślak „nie zdał egzaminu” i zaapelowała do niego o „trzeźwość umysłu”. On odpowiedział złośliwie, po czym… wycofał się rakiem. Mikrofon wrócił na stojak, ale niesmak pozostał.
Nie jest tajemnicą, że Anna Krupka nigdy nie była najmocniejszą kartą świętokrzyskiego PiS. Choć od lat krąży blisko Jarosława Kaczyńskiego, awansowała w partyjnej hierarchii i chętnie pokazuje się na centralnych uroczystościach, to polityczna finezja nie zawsze dotrzymuje kroku ambicjom. Incydent w Nowym Korczynie tylko to potwierdził.
W efekcie inwestycja warta dziesiątki milionów złotych zeszła na drugi plan. Zamiast rozmów o obwodnicy, w internecie i mediach żyją dziś przepychanką o mikrofon. A ksiądz, który próbował ratować sytuację słowami o „wspaniałej atmosferze”, sam stał się mimowolnym bohaterem tej sceny.
Droga jest. Obwodnica działa. Ale polityczny obrazek z Nowego Korczyna zostanie z nami na długo – jako przykład, jak kilka sekund nerwów potrafi przykryć lata inwestycji.
Roman Opolski

